Blog prowadzony przez dwóch franciszkanow: o. Adama pracującego w Niemczech i o. Dariusza pracującego
w Polsce. Znajdują się tu ich przemyślenia na temat wiary i misji.

Strona domowa http://ad.minorite.cz/

wtorek, 15 marca 2011

Abba

„Ewangelia św. Marka przekazała nam aramejskie słowo Abba (por. Mk 14, 36), którym Jezus podczas bolesnych chwil w Getsemani wzywał Ojca, prosząc, by oddalił od Niego kielich męki. W Ewangelii św. Mateusza znajdujemy w tym samym epizodzie tłumaczenie «Ojcze mój» (por. Mt 26, 39; por. również w. 42), podczas gdy Łukasz zamieszcza po prostu «Ojcze» (por. Łk 22, 42). Aramejskie słowo, które moglibyśmy oddać we współczesnych językach jako «tata», «drogi tatuś», wyraża czułe przywiązanie syna. Jezus posługuje się nim w sposób oryginalny, gdy zwraca się do Boga i gdy w pełni swego dojrzałego życia, które ma się zakończyć na krzyżu, chce zwrócić uwagę na ścisłą więź łączącą Go z Ojcem również w owej dramatycznej godzinie. Słowo Abba wyraża nadzwyczajną bliskość Jezusa i Boga Ojca, głęboką więź nie mającą precedensu w religijnym świecie biblijnym i pozabiblijnym. Dzięki śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa, jedynego Syna tego Ojca, również i my — jak mówi św. Paweł — jesteśmy podniesieni do godności synów i otrzymaliśmy Ducha Świętego, który każe nam wołać «Abba, Ojcze!» (por. Rz 8, 15; Ga 4, 6). W ten sposób to proste wyrażenie z języka dzieci, którym posługiwano się na co dzień w środowisku Jezusa, a także pośród wszystkich innych ludów, nabrało ważnego znaczenia doktrynalnego wyrażającego szczególne Boże ojcostwo w odniesieniu do Jezusa i do Jego uczniów.” (jan Paweł II 3.03.1999)

„Abba!...” Tak wołał Jezus do Swego Ojca. Tak mogę i ja wołać do Boga, bo zachęca mnie do tego sam Jezus. Mogę wołać tak Ufnie, jak dziecko. Bo przed Bogiem jestem dzieckiem, które codziennie – niezależnie, ile ma lat- uczy się chodzić (w Jego obecności), słuchać i mówić (do Niego w modlitwie); które jest słabe i często nieporadne, upadające. Gdy w sercu i ustach małego dziecka pojawia się ‘Tatusiu!’ – jest ono najczęściej wyrazem najprostszej, bezinteresownej miłości. Tej, która wszystko składa w ojcowskich dłoniach, bo ufa i wierzy, że Tatuś nie skrzywdzi, że Tatuś wie najlepiej, co dziecku potrzeba.

Z taką właśnie postawą trzeba mi stawać przed Bogiem, by wołać do Niego codziennie słowami Modlitwy Pańskiej, która w najpełniejszy, najdoskonalszy sposób ujmuje potrzeby i pragnienia ludzkiego serca. Serca, które często samo z siebie nie umie wyartykułować swoich próśb.

Bóg nie liczy ilości słów, ale ogarnia całość ludzkiego istnienia, przed Nim stojącego. Dlatego Pan Jezus przestrzega przed 'zagadaniem' Pana Boga: „Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani. Nie bądźcie podobni do nich! Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie. Wy zatem tak się módlcie: Ojcze nasz, który jesteś w niebie, niech się święci imię Twoje! Niech przyjdzie królestwo Twoje; niech Twoja wola spełnia się na ziemi, tak jak i w niebie. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj; i przebacz nam nasze winy, jak i my przebaczamy tym, którzy przeciw nam zawinili; i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zachowaj od złego.” (Mt 6,7-13)

Stając na modlitwie nie mam zachowywać się jak ‘przemądrzały dorosły’, który chciałby być mądrzejszy od Boga. Mam być jak ufne dziecko, pewne ojcowskiej miłości i tego, że Tatuś w Niebie znając moje potrzeby, postara się o ich zaspokojenie. Choć nie zawsze w sposób, który ja sobie wymarzyłam. Jednak zawsze będzie to sposób daleko więcej doskonalszy, bogatszy i piękniejszy, niż mogłabym to sobie wyobrazić moim ciasnym, ludzkim umysłem i pojąć ograniczonym ludzkim sercem.

Za: www.katolik.pl
as

Brak komentarzy: