Blog prowadzony przez dwóch franciszkanow: o. Adama pracującego w Niemczech i o. Dariusza pracującego
w Polsce. Znajdują się tu ich przemyślenia na temat wiary i misji.

Strona domowa http://ad.minorite.cz/

wtorek, 7 września 2010

Matka II

Matka Teresa miała spore poczucie humoru.
– O tak. Każde spotkanie z nią dodawało wielkiej odwagi. Jako młoda siostra miałam sporo problemów, ale spotkanie z Matką, nawet krótkie, dawało ogromną siłę. Kiedy mój ojciec szedł na chemioterapię, poprosiłam Matkę Teresę, by mu pobłogosławiła. Ona zadzwoniła do moich rodziców do Kalifornii. Ojciec był przeszczęśliwy, wszystkim o tym opowiadał.

Książka „Pójdź, bądź moim światłem” pokazała, że Matka Teresa, choć innym dawała tyle siły, to sama zmagała się z jakąś ciemnością w duszy, czuła się opuszczona przez Boga.
– Za życia Matki Teresy mało kto o tym wiedział. Teraz, z perspektywy lat, lepiej rozumiem niektóre jej słowa ze wskazówek, które nam dawała. Ona nie dzieliła się swoimi wewnętrznymi przeżyciami z siostrami. Była matką, która troszczy się o nas.

Z zewnątrz mogło się wydawać, że wszystko idzie jej tak prosto. Tymczasem przez prawie całe życie toczyła wewnętrzną walkę.
– To właśnie daje nadzieję. Kiedy świętość wydaje się nam zbyt prosta, może zniechęcać. Bo przecież my doświadczamy czegoś przeciwnego, że świętość jest czymś trudnym. Kiedy więc widzimy, że wielcy święci mieli swoje ciemności, to wtedy łatwiej nam przyjąć nasze własne. Nasze problemy pewnie nie są na tym samym poziomie, ale przecież każdy z nas ma swoje zmagania. Trudności nie powinny nas zniechęcać.

Siostra była blisko Matki Teresy w chwili jej śmierci?
– Matka umarła, opierając się o mnie… Rano podpisała wszystkie dokumenty czekające na podpis. Nie pojawiła się na adoracji, co oznaczało, że czuła się bardzo źle. Po kolacji wyłączono prąd, co się często zdarzało w Kalkucie. W całym domu było ciemno przez kilka minut. Poszłam zobaczyć, co dzieje się z Matką Teresą. Siedziała w swoim pokoju na łóżku, bardzo blada i nie potrafiła złapać oddechu. Kiedy jedna z sióstr próbowała podać Matce tlen, po raz kolejny wyłączono prąd. Łóżko było całkiem zwyczajne, więc siostra, która była pielęgniarką, kazała mi usiąść tak, żeby Matka mogła się oprzeć plecami o mnie. Siostry pobiegły po lekarza, ktoś inny zawołał księdza. Zwykle nie było łatwo go zastać w parafii, ale tego dnia odebrał od razu telefon. Jedna z sióstr modliła się: „Jezu, kocham Cię, Jezu, ufam Ci”. Matka nie miała już sił powtórzyć. Słyszałam tylko, jak powiedziała: „Jezu”. Szukała wzrokiem obrazka Jezusa w koronie cierniowej. Taki obrazek miała zawsze gdzieś blisko siebie, w biurze, przy łóżku, wszędzie. Pocałowała obrazek. Pojawił się ksiądz, który udzielił jej namaszczenia. Matka nie odpowiadała, ale była świadoma. Potem straciła przytomność. Wzięła głęboki oddech. Lekarz i pielęgniarka spojrzeli na zegar. Była 21.05. Zrozumiałam, że Matka odeszła do Boga.

Matka Teresa odniosła sukces, choć zdaję sobie sprawę, że to słowo nie jest odpowiednie. Kochali ją ubodzy, ale doceniali także tzw. wielcy tego świata.
– Ta cała popularność nie zmieniła Matki Teresy ani odrobinkę. Jeśli stała się tak znana na świecie, to znaczy, że tego chciał Jezus. Ona była w stu procentach oddana Jezusowi. Była narzędziem w Jego ręku. Owszem, miała kontakty z przywódcami państw. Jej powołaniem było ewangelizowanie ubogich, ale mówiła, że ktoś musi się troszczyć także o zbawienie bogatych. Bez Jezusa wszyscy jesteśmy najbiedniejszymi z biednych.

Brak komentarzy: