Blog prowadzony przez dwóch franciszkanow: o. Adama pracującego w Niemczech i o. Dariusza pracującego
w Polsce. Znajdują się tu ich przemyślenia na temat wiary i misji.

Strona domowa http://ad.minorite.cz/

sobota, 12 września 2009

WĘDRÓWKA DO SERCA: NAWRÓCENIE

Chrześcijanin żyje, lecz często bez świadomości tego, kim jest naprawdę. Jest jak śpiący, który nie pozwala działać energiom Ducha Świętego w sercu. W Ewangelii Chrystus nie przestaje wzywać do czuwania i modlitwy w oczekiwaniu na Jego powrót: Czuwajcie... Bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie (Mt 24, 42-44). Chrystus uprzedzając nas, że wróci nocą, zachęca uczniów do czuwania. Podczas agonii w Getsemani stawia zarzut apostołom: Szymonie, śpisz? Jednej godziny nie mogłeś czuwać? (Mk14, 37).

Dlatego też Jezus przeciwstawia czuwającego służą­cego takiemu słudze, który zapomniał o Bogu. Przeciw­stawia panny roztropne pannom nieroztropnym. Ojcowie Wschodu mówią, że grzech oznacza brak wrażliwości na obecność Jezusa Zmartwychwstałego. Niewsłuchiwanie się w pukanie Tego, który stoi u drzwi naszego serca. Nie możemy przecież wątpić w powtórne przyjście Chrystusa. Trzeba nam jednak pamiętać, że Pan nie przyjdzie na to spotkanie z zewnątrz. Jest żebrakiem proszącym o miłość, który puka od wewnątrz. Stąd Duch Święty woła z głębi naszego serca i oczekuje nowych narodzin: Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli ktoś posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną (Ap 3, 20).

Chodzi więc o wieczerzę uwewnętrznioną, w której bierze udział sam Pan. Ma to miejsce w Wieczerniku na „szczycie" naszej duszy, gdzie przebywa w nas, a my w Nim. Tak więc modlitwa ciągła zwrócona jest ku nie­ustannej Eucharystii.

Obudzić się w pamięci Boga

Człowiek modlitwy posiada zarówno zdolność koncen­tracji, jak i zdolność słuchania. Dzięki temu może uchwy­cić swoje serce w stanie modlitwy. Ta postawa mobilizuje wszystkie jego siły i wewnętrzne energie po to, aby osiągnąć takie nastawienie serca, które nie pozwala przeoczyć spotkania z Panem. U panien roztropnych będzie to koncentracja nie dopuszczająca jakiegokolwiek nieroztropnego podziału oliwy. Jest to bowiem zwrócenie się ku Temu, który powinien wkrótce nadejść i który jest dla nich wszystkim. Następuje tu przemieszanie się samotności i łączności, będące owocem wysiłku oczeki­wania i przygotowania spotkania. O takiej postawie wspomina również św. Benedykt w VII rozdziale swojej reguły, gdy pisze o wartościach związanych z ucieczką w całkowite zapomnienie o sobie. Te wartości są akcep­towane jako stan ogarniający duszę. Dlaczego więc mowa o konieczności nieustannego czuwania? Odpowiedź na to pytanie wydaje się bardzo prosta. Nie sposób z utęsknieniem oczekiwać kogoś, kogo by się wcześniej nie znało i nie rozumiało. Dlatego to właśnie Słowo Boże jest kierowane do nas codziennie, abyśmy wsłuchiwali się w jego głos i nie zamykali na nie swojego serca. Tak więc tym, co powinno stać się dla nas najważniejsze i niezbędne, jest właśnie rzeczywi­stość spotkania i zjednoczenia z Chrystusem, który do nas przychodzi jako Oblubieniec Kościoła.

Rozumieją to doskonale wszyscy, którzy gromadzą się w imię Tego, który jest już pośród nich, a swoje oczekiwanie wypełniają wsłuchiwaniem się w Jego głos. Stąd jawi się konieczność większej wrażliwości na obecność Zmartwychwstałego, by nie przegapić, przez niedbałość i rozproszenie, Tego, który ma nadejść.

Tak więc człowiek modlitwy czuwa i modli się nawet w nocy, co stawia go na granicy czasu i wieczności. Tutaj oczekuje powrotu swego Mistrza. Pozwala tym samym rozbrzmiewać w swoim sercu zachęcie Jezusa do nieustannej modlitwy: Czuwajcie i módlcie się (Mk 14, 38). Czy nie mogliście modlić się ze mną trochę? (por. Mk 14, 38). Jak mówi Pascal: „Jezus jest przez cały czas w agonii, aż do końca świata".

Podobnie jak do uczniów, tak samo i do nas Chrystus zwraca się z wyrzutem: „Czy nie mogliście modlić się ze mną?" Śpimy tak jak oni, jesteśmy senni i otępiali. Nie wiemy, co Mu odpowiedzieć. W czasie konania Jezus przeżywa w pełni tajemnicę modlitwy, której wcześniej uczył swoich uczniów. On, który całą noc spędził na modlitwie do Boga (por. Łk 6,12), teraz modli się żarliwie i uporczywie z twarzą przy ziemi. Modli się z wiarą, ponieważ wie, że wszystko jest możliwe u Ojca. I modli się w opuszczeniu, nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty niech się stanie (Mk 14, 36).

Ojcowie duchowni i święci modlili się także i w nocy. Dlatego Izaak Syryjczyk powie, że kiedy Duch Święty zamieszka w sercu człowieka, ten nie może już więcej przestać się modlić. Czy śpi, czy czuwa, modlitwa nie oddala się od jego duszy. Podobnie czytamy i u pielgrzy­ma rosyjskiego: „Tak trwałem na niej nieustannie, aż wreszcie poczu­łem, że modlitwa już sama, bez żadnego z mej strony pobudzenia, dokonuje się i dźwięczy w mym umyśle i sercu, nie tylko gdy czuwam, ale i we śnie".

Niektórzy Ojcowie pustyni wypełniali nieustanną modlitwą czas poświęcony na sen. Olivier Clement mówi o biskupie Janie z San Francisco, który nigdy się nie kładł, że spał zaledwie kilka chwil w swoim fotelu i modlił się bez przerwy. Ten, kto nie odnalazł jeszcze modlitwy nieustannej, powinien korzystać z dobrodziejstwa snu. Sen, jako taki, jest w pewnym sensie stanem ekstazy. Jest to stan mistyczny, dostępny każdemu człowiekowi. Głęboki sen nie jest stanem pozbawionym treści, jest to bowiem czas wypełniony wizjami.

Zrozumiałe jest więc, dlaczego duchowni radzą, aby wejść w noc jak do sanktuarium, gdzie będziemy odwie­dzani przez Boga. Należałoby tutaj przytoczyć wszystkie rady Ojców, które zachęcają do zasypiania z modlitwą na ustach, jak również te teksty liturgiczne, w których prosi się o opiekę podczas snu: „Nawiedź to mieszkanie, aby święci aniołowie w nim zamieszkali...". Powstań, wołaj po nocy przy zmianach straży, wylewaj swe serce jak wodę przed obliczem Pana, podnieś do Niego swe ręce (Lm 2, 19).

W czasie snu nadchodzi taki moment, w którym nieświadomość będzie tak przeniknięta i napełniona modlitwą, że marzenia senne staną się środkiem komuni­kacji z Bogiem. Coś podobnego można by powiedzieć o kończącym się śnie, przez który wchodzi się w auten­tyczne życie modlitwy. Jawi się tutaj waga porannego wstawania, a tym samym czasu, który oddziela modlitwę nocy od modlitwy dnia. Wskazane byłoby w momencie obudzenia się od razu wstać. Normalnie człowiek budzi się około godziny szóstej rano, lecz większość współ­czesnych ludzi zasypia na nowo i pozostaje w stanie snu nie przynoszącego korzyści modlitewnej. Ale nie należy ani zmuszać się do wczesnej pobudki, ani też za wiele spać. Jest to podobnie jak z postem, w którym każdy powinien odnaleźć swój osobisty rytm.

Przykładem takiego człowieka jest patriarcha Athenagoras. Mało sypiał, lecz był nawiedzany przez prorocze sny. Opowiadał Olivierowi Clement, że wszystkie wielkie decyzje zostały podjęte po takich snach, jak w Biblii (greka w Septuagincie tłumaczy sny słowem extasis). Przed spotkaniem z papieżem Pawłem VI w Jerozolimie miał wizję kielicha na wzgórzu. Papież i on szli ścieżką z dwóch stron w kierunku tego samego kielicha. Coś podobnego odnajdujemy w przesłaniach Rogera Schutza do młodych.

Wielcy duchowni już prawie nie sypiają, mówi Olivier Clement: czasami dwadzieścia minut, czasem dwie godziny... W przypadku człowieka, który nie doszedł do modlitwy ciągłej, brak snu prowadzi do stanów psycho­tycznych. Mówił mi ostatnio pewien psycholog, że robiono doświadczenia na kotach, dzięki którym wiemy teraz z pewnością, że bardzo krótki sen paradoksalny odpowiada stanowi marzenia. Koty nie lubią wody, a zatem kładziono je na płycie korkowej pływającej po powierzchni. Jak długo kot spał snem płytkim, jego mięśnie karku pozostawały sztywne i utrzymywał równo­wagę. Kiedy więc tylko zapadał w sen głęboki albo paradoksalny, mięśnie jego karku się rozluźniały, jego pyszczek opadał do wody i kot się budził. Nie mógł więc nigdy zapaść w sen paradoksalny i zaczynał szaleć. Można by tę samą uwagę uczynić w związku z karmie­niem psa Pawłowa. Doświadczenie to powtórzono na studentach, używając encefalogramu i niebawem okazało się, że przeżywają zaburzenia psychiczne. Widać bardzo dobrze, w którym momencie przedmiot doświadczeń zapada w stan snu paradoksalnego, to jest w sen głęboki i wizjonerski.

Człowiek, który osiągnął stan modlitwy ciągłej, na­prawdę żyje rzeczywistością. Już nie śni, ponieważ przedmiotem jego snów jest rzeczywistość, a zarazem penetruje głębię stworzenia i ludzkich serc. U niego stan głębokiego snu stał się świadomą jednością z Bogiem. Ci jednak, którzy dążą do modlitwy nieustannej, powinni jeszcze sypiać, w przeciwnym razie odcięliby się od Boga, lecz powinni zasypiać po modlitwie, aby ich sen był zanurzony w modlitwę. Peguy mówi, że życie jest głębokim snem. Człowiek oddaje się w nim w ręce Pana Boga: „W ręce Twoje oddaję ducha mego".

Istnieje głębokie powiązanie między snem a modlitwą. Człowiek żyje często zapominając o Bogu i dlatego powinien się obudzić. Sen fizyczny jest znakiem głębsze­go, duchowego snu, który czyni go automatem lub lunatykiem. Człowiek zapomina, że istnieje coś więcej. Zapomina, że Bóg jest obecny w jego życiu, aby go podtrzymywać w istnieniu. Tak samo zapomina, że świat i inni ludzie istnieją pod stwórczym wpływem Boga. Tracąc więc pamięć o tym, od kogo pochodzi, przede wszystkim zapomina o Bogu (memoria Dei, o której mówi święty Benedykt w swojej Regule). Należy się więc obudzić. Przebudzenie - nepsis jest wielkim tematem ascezy. Należy czuwać i obudzić się, ponieważ Chrystus nie przestaje pukać do drzwi serca. Te dwa słowa idą w parze, ponieważ czas, w którym żyjemy, jest czasem, który Chrystus może przerwać w każdym momencie, aby wejść. Według pięknego wyrażenia Guardiniego, chwila obecna jest jak pełny miłości „błysk oka", który Bóg kieruje w naszą stronę.

Za: Jean Lafrance, Modlitwa serca, Kraków 1999, Wydawnictwo WAM (Księża Jezuici). Tytuł oryginału: La prière du couer, przekład Krystian Jucha SJ

Brak komentarzy: