Blog prowadzony przez dwóch franciszkanow: o. Adama pracującego w Niemczech i o. Dariusza pracującego
w Polsce. Znajdują się tu ich przemyślenia na temat wiary i misji.

Strona domowa http://ad.minorite.cz/

piątek, 31 lipca 2009

Św. Jan Maria Vianney

Św. Jan Maria Vianney - wzór silnej woli w dążeniu do kapłaństwa

"Gdybyśmy nie mieli sakramentu Kapłaństwa, nie mielibyśmy Pana"
/św. Jan Maria Vianney/

Jan Maria Vianney urodził się 8 maja 1786 roku, w ubogiej rodzinie wiejskiej, w Dardilly koło Lyonu, we Francji. Wielki wpływ na chłopca miała świątobliwa matka, której przykład najbardziej działał na wrażliwe serce Janka. Kiedy po latach mówił do matek, tak wspominał swoją: Wszystko zawdzięczam swej matce... Cnota matki łatwo przenika serce dziecka, które stara się czynić zawsze to, co widzi, że matka jego czyni.
W roku 1799, w czasie trwania krwawej rewolucji francuskiej i prześladowania Kościoła, potajemnie przystąpił do I Komunii św. Nauczył się czytać i pisać dopiero mając 17 lat, ponieważ władze rewolucyjne zlikwidowały szkoły prowadzone przez parafie.
Po roku nauki w niższym seminarium duchownym, w roku 1813 wstąpił do seminarium wyższego w Lyonie. Z powodu dużych trudności w nauce przełożeni radzili mu, aby opuścił seminarium. Jednak Jan miał obrońcę - wstawił się za nim jego protektor, proboszcz z Ecully, który uczył go łaciny. Dzięki jego interwencji Jan ukończył studia filozoficzno-teologiczne i w roku 1815 udzielono mu święceń kapłańskich.
Pierwsze trzy lata ks. Jan spędził jako wikariusz w Ecully. Był członkiem III zakonu św. Franciszka z Asyżu (1182-1226).
W roku 1818 został skierowany do Ars, gdzie mieszkał przez 41 lat, aż do śmierci.
W zapadłym zakątku diecezji Lyonu w Ars, w samodzielnej parafii - liczącej 230 mieszkańców - prowadził bardzo surowy tryb życia, pełen umartwień fizycznych i postów. Mieszkańcy Ars bowiem odeszli od praktykowania Bożych przykazań i zapomnieli, co to dobry uczynek i na co przeznaczona powinna być niedziela. Zamiast w ten dzień iść do kościoła, woleli przebywać w karczmie. Na nic zdawały się starania nowego proboszcza, który w niedzielę uderzał w dzwony, zapraszając parafian do kościoła. Nie pomagało upiększanie świątyni, wyposażanie jej w nowe obrazy i figury. Tygodniami całymi pracował ksiądz Vianney nad swymi kazaniami, by były one przystępne dla ucha jego słuchaczy.
Wydawało się, że ziemia, na którą wysiewał ewangeliczne ziarno, była zbyt twarda i kamienista, by mogła wydać plon.
Przeżywał chwile zwątpienia, wydawało mu się, że nie podoła tej pracy, że będzie musiał prosić o przeniesienie.
O Boże mój, wolałbym umrzeć miłując Ciebie, niż żyć choć chwilę nie kochając... Kocham Cię mój Boski Zbawicielu, ponieważ za mnie zostałeś ukrzyżowany... ponieważ pozwalasz mi być ukrzyżowanym dla Ciebie – taka postawa prowadziła go do nadzwyczajnej gorliwości duszpasterskiej.
Zaczął pościć, umartwiać się, modlić się długo w nocy w intencji swych parafian, leżąc krzyżem w pustym kościele. Równolegle rozpoczął też odwiedzać swych parafian, interesować się ich życiem, wspomagać najbardziej potrzebujących, na co przeznaczył nawet pieniądze ze sprzedaży swych mebli, zostawiając sobie tylko łóżko, dwa stare stoły, kilka krzeseł, żelazny piec i jeden garnek. Chciał upodobnić się do swych parafian w ubóstwie i nędzy szarych dni.
Powoli, stopniowo parafianie zaczynali go rozumieć. Był już jednym z nich, szli do niego po pomoc, po radę. Ludzie zaczęli go autentycznie kochać, zmieniali swe dotychczasowe upodobania.
Jego modlitwa: O Boże mój, pozwól mi nawrócić moją parafię: zgadzam się przyjąć wszystkie cierpienia, jakie zechcesz mi zesłać w ciągu całego mego życia, świadczy o głębokim poczuciu odpowiedzialności za ludzi powierzonych jego duszpasterskiej trosce.
Zasłynął jako duszpasterz i kaznodzieja, inną niezwykłą jego cechą było udzielanie spowiedzi. Jak podają biografowie, Proboszcz z Ars spowiadał niekiedy nawet szesnaście godzin bez przerwy. Według szacunkowych obliczeń, w ciągu całej posługi kapłańskiej wyspowiadał około miliona osób.
Wiedział, że tylko w konfesjonale znajduje się odrodzenie człowieka do nowego życia w Bogu.
Płakał nad grzechami ludzi. Starał się budzić w penitentach pragnienie skruchy za zło, którego się dopuścili, a jednocześnie „podkreślał piękno Bożego przebaczenia”.
Wielu ludzi, którzy go poznali, po rozmowie z nim, po wysłuchaniu jego kazań doznawało nagłego olśnienia, odkrywając właściwy kierunek, by ratować Kościół we Francji.
Chrześcijanin, który chce zbawić swoją duszę, zaraz po przebudzeniu kreśli na sobie znak krzyża, oddaje swoje serce Bogu, ofiaruje Mu wszystkie swoje uczynki i przygotowuje się do modlitwy. Bez niej nigdy nie idzie do pracy - bierze wodę święconą, klęka i modli się przed wizerunkiem Ukrzyżowanego. Nigdy o tym, bracia, nie zapominajmy - od dobrze rozpoczętego dnia zależy cały szereg łask, jakich udzieli nam Bóg, żebyśmy dzień przeżyli w sposób święty.
Św. Jan Vianney
Nikomu nieznana wioska Ars, leżąca na południu Francji, stała się w niedługim czasie bardzo znaną miejscowością. Przyjeżdżały do niej, nawet z odległych zakątków Francji, tysiące wiernych wiedzionych sławą i charyzmatami miejscowego Proboszcza.
Ks. Jan nie uskarżał się nigdy na choroby i nadmiar pracy. Jednak surowy tryb życia osłabił jego organizm. Do cierpień fizycznych dołączyły także duchowe: oschłość, skrupuły, lęk o zbawienie, obawa przed odpowiedzialnością za powierzonych wiernych. Przez okres 35 lat Proboszcz nękany był manifestacjami demonicznymi. W wyniku tych trudności, dwukrotnie chciał potajemnie uciec z Ars, jednak parafianie nie dopuścili do tego.
Zmarł 4 sierpnia 1859 roku, wyczerpany trudami życia. Papież św. Pius X beatyfikował go w roku 1905, a do chwały świętych wyniósł go papież Pius XI w roku 1925. Ten sam papież w 1929 roku ogłosił go patronem proboszczów. Św. Jan Vianney w liturgii wspominany jest 4 sierpnia.

Brak komentarzy: